Archiwum wrzesień 2003, strona 1


wrz 11 2003 KATASTROFY CIĄG DALSZY...
Komentarze: 0

godzina 7.30. Otwieram jedno oko. Mysl pierwsza: nie obudzi mnie w nocy zaden telefon od mojej miości. Co poza wielkim zawodem sprawia, że juz o 7.31 zaczynam sie denerwowac. Myśl druga: kurewsko chce mi sie żygac. Ta druga poskutkowaa natychmiastowym zerwaniem sie z lozka w kierunku ubikacji. No i wisze sobie nad tym sraczykiem i zastanawiam sie jak wygladaja poranne nudnosci w stanie blogosawionym. Po duższej chwili dochodzę jednak do wniosku ze wygladaja nieco inaczej a moje wywolane sa raczej brakiem jakiegokolwiek jedzenia w zolądku od ostatnich 35 godzin. Zastapione ono  za to zostalo niewyobrazalna iloscia dymu papierosowego. there is to much blood in my nikotin system. Myśl trzecia: najgorsze jest to, że wogole nie jestem glodna.

Patrze w lustro. Jest tragicznie. Jesli brak koloru i zimna skora jest cecha charakterystyczna trupa, to tym wlasnie jestem o tym pieknym poranku. Stwierdzam niezwlocznie ze musze cos z tym fantem zrobic, wiec biore goracy prysznic. Ogledziny nr.2 wypadaja nieco lepiej. Codzienny rytual makijazu wykonuje raczej machinalnie. Ciagle, goraczkowo zerkajac na ten pieprzony telefon. Zaczynam sie zastanawiac nad swoim stanem zdrowia psychicznego i wydaje mi sie ze jak tak dalej pojdzie to bedzie to stan niewatpliwie stan krytyczny. O ile wogole bedzie to mozna jeszcze nazwac jakimkolwiek stanem. Postanawiam przebrnac przez ten dzien jak ważywo. Inaczej mowiac nie myslec za duzo o niczym co wykracza poza codzienne, naturalne, fizjologiczne czynnosci. Czyli w moim wypadku: oddychanie, odzywianie, wydalanie i palenie. Rozmnazanie jest w tym momencie czynnoscia nieosiagalna. Swoj plan dzielnie realizuję przez cae popoludnie, wegetujac w instytucji, która to nosi popularna nazwe "SZKOLA" (Stowazyszenie Zupelnie Kurwa Odretwiaych Ludzi Autystycznych) , do ktorej dzisij wyjatkowo, jak nigdy dotad wpasowalam sie swoim zachowaniem. Odnalazam wspolny jezyk... "co bylo z chemi?", "masz matematyke?" , "aleeee masz zaaaaajebisty t-shirt!!" (!?) Prawde mowiac gowno mnie to wsztko obchodzilo, nie obchodzi nadal i obchodzic nie bedzie. Ale chcac jakos w miare bezstresowo prezyc kolejny dzien, pozbawiona informacji o kims na kim mi cholernie zalezy, postanowiam wpasowac sie w schemat. Zyskalam nawet o dziwo paru znajomych... Co prawda obcowanie z nimi w przyszlosci nie przyniesie ze soba zadnego owocnego wplywu na moj rozwoj duchowo-intelektualny ale mysle ze jakos to przeboleje. Tak czy inaczej wegetacja zostala zakonczona pomyslnie. Udalam sie wiec w strone mojego ulubionego przystanku autobusowego, rysujac w myslach plan dzielnicy w ktorej sie teraz znajduje. Spowodowane to bylo pewna rysa na mym mozgu po ostatniej lekcji jaka byla matematyka, gdyz postanowilam w pozniejszym czasie naniesc na ten plan uklad wspolzednych z obliczona odlegloscia odcinka AB , gdzie A to s.z.k.o.l.a a B to przystanek. Celem tych niebanalnych rozmyslan bylo skrocenie drogi jaka potrzebna jest do przebycia odleglosci dzielacej punkt A od punktu B w jak najbardzij precyzyjny sposob. Analizujac tak  swoje matematyczne przeblyski geniuszu, dotarlam na busstop stwierdzajac przy tym, że kurwa... leje.  Ba! i to nie tam... kropi. Leje jak z cebra. Ogarnelam sie jednak, z trudem powstrzymujac atak kurwicy. Wiec, stoje sobie i mokne... a autobus... nie przyjezdza. Dlaczego? Bo gornika zachcialo sie strajku. Akurat dzisiaj. Dzisiaj mial byc bezstresowy dzien. Blokujac skutecznie ulice Belwederska zapewnili mi oni jednak nie bezpieczna spokojna podroz do domu, lecz pol godzinne stanie w strugach deszczu na ulicy, godzinne mordowanie sie w tlumie przepychajacych sie ludzi w autobusie, optymistycznie stojacym sobie w zajebiscie dlugim korku, oraz mozliwosc potracenia mnie przez granatowego citroena prawie pod domem.

Jestem w domu. Już! W koncu! Na reszcie! Zmywam to swinstwo z twarzy, ubieram dresik i siadam. Zastanawiam sie czy nie wziac by jakiegos lekarstwa na przeziebienie bo, niestety nie moge sie inaczej w tej chwili okreslic jak nie :"zajebiscie bardzo chora na grype". odkladam to jednak na za piec minut bo aktualnie nie mam sily podniesc sie z krzesla. Caly moj misterny bezstresowy plan poszedl wpizdu jak tylko weszlam do pokoju. Zjawiskiem jakie spowodowalo ta kleske jest nadzwyczaj za duza ilosc wakacyjnych zdjec na ktorych beztrosko usmiecha sie do mnie Moja Milosci. Albo przytula. Albo glaszcze po glowie. O! a tu patrzy jak spie... Dociera do mnie ze moglam to przywidziec i za wczasu je pochowac. Ale zaraz potem stwierdzam ze nigdy bym sobie nie wybaczyla schowanie bezczelnie jego podobizny do ciemnej zagraconej szuflady. Boooooooozeeeee dlaczego on poprostu nie moze zadzwonic!!!!!!????????? po takiej ilosci telepatycznych nawolywan to juz chyba nawet w afryce wiedza ze czekam na telefon od niego!!!!! Znowu patrze w lustro... zaczelam poszukiwania siwych wlosow bo nie byloby normalne jakby takowe sie nie pojawily przy takiej ilosci nerwow. Doszukalam sie jedynie odrostow. Chryste! w takich sytuacjach mam ochote ogolic sie na lyso, przezucic na buddyzm i oddac niekonczacej medytacji w celu poszukiwania nirvany, rozstajac jednoczesnie ze wszystkimi doczesnymi problemami...

ale jeszcze czekam.... i czekam.... i czekam..... i modle sie... zeby wszystko bylo wporzadku.

paulus : :
wrz 10 2003 KATASTROFA
Komentarze: 6

jest poprostu fenomenalnie..... Pale juz chyba 70-tego peta ale nawet i "magiczne paeczki" utraciy juz swoja moc uzdrawiania nadszarpnietych nerwow. Dlatego tez popchnieta impulsem desperacji przeczytaam nawet jakiegos gupiego romansa. Z happy - endem oczywiscie ma sie rozumiec. Niestety i ten zabieg spelzl na niczym. To jest- w trakcie czytania czulam sie nawet nie najgozej jednak w momencie zakonczenia ostatniej strony przestalam zyc blachymi milosnymi problemamni sercowymi nie dokonca inteligentnej bohaterki i moje paskudne, odrazajace wrecz samopoczucie ogarnelo mnie znowu. nie bede sie jednak rozkminiac zanadto nad swoja nedzna egzystencja. Przejde raczej do rzeczy. Otoz problem jest oczywiscie sercowy... no bo raczej w innym przypadku nie mialabym na tyle odwagi zeby zaglebiac sie w lekturze typu "harlekin". Jednak sprawa jest dosc skaplikowana. problem jest nastepujacy:

Jakies 4 miesiace temu poznalam chlopaka. jak nietrudno sie domyslec, co bardziej spostrzegawczym, zakochalam sie w nim. Bardzo. Jest wspanialy... przystojny, inteligentny, uczuciowy. Tone wrecz w jego oczach gdy w nie spojrze.... pieknych oczach.... ciemnych, wielkich, szczerych do bolu ( biedaczysko niestety nie jest w stanie ukryc zadnych uczuc i mysli, bo wszystko z miejsca wyswietla sie w tych slepiach jak na ekranie komputera)... . Niestety mamy ograniczona mozliwosc widywania sie, a to ze wzgledu na to ze moja milosci nie jest Polakiem, nie mieszka w Polsce ani tym bardziej po polsku nie mowi.... . jednak milosc nie wybiera i nie stanowi to dla mnie wystarczajacego argumentu zeby walnac sie w leb i szukac jak pan bog przykazal materialu genetycznego nieco blizej. Nie jest to rowniez powodem moich nerwow, twajacych juz od paru ladnych dni. No.. moze po czesci rowniez. Otóz powodem mojego zdenerwowania jest to, ze moj wybranek ma stosunkowo niekonwencjonalne zajecie... powiedzialabym nawet ze szalenie niekonwencjonalne, a co gorsze niebezpieczne i nielegalne.... NO! ale nie sa wazne szczegoly! Sprawa przedstawia sie nastepujaco: pare dni temu Moja Milosci zadzwonila do mje opowiadajac po krótce co u niego slychac i zapowiedziala sie ze zadzwoni wieczorem o godz 23. ( roznica stref czasowych zostala rowniez wzieta pod uwage), czego Miosci oczywiscie nie zrobila. Budze ja sie rano, i uswiadamiam sobie, ze raczej zaden oczekiwany telefon nie wyrwal mnie w nocy z beztroskiego snu, wiec juz na wstepie dnia o godzinie dokladnie 7.00 zaczynam sie martwic. ( Gdyz nalezy podkreslic ze jestem typem Ktoremu nie dorownuja chyba wszystkie matki na swiecie razem wziete, jesli chodzi o sianie paniki). O godzinie 13.00 tegoz samego dnia, ktory stresowo upywa mi na obgryzaniu paznokci, kiedy to stalam na przystanku i czekalam na ten pieprzony autobus, ktory kuzwa nie miał wyrażnej ochoty przyjechac Moja Miłosci zadzwoniła. zasypałam ja oczywiscie na wstepie tabunem pytań, na ktore nie miał by szansy odpowiedziec nawet gdyby płacil za rachunki telefoniczne złotą karta Visa. zamiast wytłumaczen jednak usłyszałam jedynie ze jest w SZPITALU i jutro dopiero go wypuszczą. Po czym cos nas rozłaczyło. Moja histeria siegneła zenitu. Nie mogę nawet zadzwonic bo warto zauwazyc ze jego telefon został skonwiskowany przed niespełna 3 dniami od tej niefortunnej rozmowy przez FSPP ( Funkcjonariuszy Straży Prawa i Porządku) . W zwiazku z tym nie omieszkałam zatelefonowac do jego najlepszego przyjaciela z żadaniem wyjasnien. Dowiedziałam sie jedynie tego, że ponoc złamał reke i mam sie nie martwic, to nie jest duzy problem, zadzwoni do mnie jak wszystko ucichnie bo teraz nie moze wrocic do domu. nie wiem czy tak skromne udzielenie mi informacji wynikało ze słabej znajomosci jezyka angielskiego czy moze z niecheci wtajemniczania mnie w szczegóły. Ostatecznie jednak myśle ze było to jedno i drugie. ... Mam sie nie martwic....JASNE.... A ŚWINIE LATAJĄ. po 1. Jak ktos ma złamana reke to lekarz zakłada gips i odprawia pacjenta słowami : "adios my friend" bez specjalnych ceregieli, a nie pozostawia go na obserwacji na prawie 3 dni . Po 2: to nie moze nie byc duzy problem skoro "COS MA UCICHNĄĆ" i z tego powodu człowiek nie moze wrocic do domu Po3: dlaczego wiedzac ze robie w gacie z paniki nawe nie zadzwoni... mogłabym przynajmnij wykluczyc mozliwosc smierci, samobojstwa albo porwania..... A tu nic! kompletne zero czegokolwiek.... zostałam potraktowana w stylu : "odejdz kobieto... to sa meskie sprawy".... poprostu wysmienicie..... i ciekawe co ja mam myslec..

nooooooooo.... koncze juz te histeryczna wypowiedz i udam sie zachowujac wzgledny spokoj w stronę łóżka, gdzie to starajac sie nie tworzyc w głowie koszmarnych scenariuszy i poprostu zasnac... zanim skonczy mi sie czwarta juz dzisij paczka petow.

paulus : :